100 dni rządów premiera Rumasa – Łukaszenka krytykuje zmiany i brak zmian

W poniedziałek minęło 100 pierwszych dni urzędowania białoruskiego premiera Siarhieja Rumasa. Miał on zliberalizować białoruską gospodarkę – za swoje działania dostał jednak reprymendę od Alaksandra Łukaszenki.

Dzisiejsze wspólne zebranie rządu, Banku Narodowego, władz regionów i administracji Mińska było poświęcone podsumowaniu 2018 roku. Białoruscy urzędnicy pochylili się też nad projektami dokumentów poświęconych „rozwojowi socjalno-gospodarczemu” kraju.

Jak podkreślił prezydent Alaksandr Łukaszenka, chociaż gospodarka Białorusi rozwija się praktycznie we wszystkich dziedzinach, „główne trendy naszej gospodarki poszły w ostatnim czasie w dół i Białoruś znów wchodzi w strefę z tempem rozwoju niższym od światowej średniej”. A bez „pewnego i w dobrym sensie agresywnego wzrostu” zadań gospodarczych i socjalnych nie da się rozwiązać, stwierdził prezydent.

Siarhiej Rumas obchodzi dziś 100 lat na posadzie premiera. Zdjęcie: Maxim Guchek

Według Łukaszenki, w państwie wciąż nie ma równowagi bilansu obrotów bieżących płatności, a także poważna zależność eksportu od jednego rynku (rosyjskiego). Co więcej, „rząd usiłuje płynnie przejść obok problemu nieefektywnych przedsiębiorstw, który ministrowie i gubernatorzy przywykli zasłaniać pieniędzmi z budżetu”. Z kolei praca nad stworzeniem lepszych warunków dla inwestycji „tonie w ogólnych rozważaniach i biurokracji”, oświadczył Łukaszenka. Wiele wątpliwości wzbudza w nim aktualizacja Kodeksu Podatkowego, która według prezydenta jest „surowa i niedopracowana”.

Nowy skład Rady Ministrów RB został skarcony również za „odziedziczoną po poprzednim rządzie […] niesubordynację w wykonywaniu poleceń głowy państwa”. A szczególnie za list premiera Siarhieja Rumasa „z prośba o zdjęcie kontroli z wszystkiego, prawie pół setki poleceń, do których wykonania jeszcze daleko”.

W związku z tym Alaksandr Łukaszenka zaproponował premierowi, by „wnikał w to, co podwładni podsuwają mu do podpisania” jeśli chodzi o wykonanie poleceń prezydenta.

W swojej obronie premier Rumas oświadczył, że rząd przyjął za swój cel utrzymanie tempa wzrostu PKB na poziomie 103,5 proc. Według niego, wszystkie kluczowe wskaźniki efektywności pracy rządu i Banku Narodowego zostały spełnione, pisze BiełTA.

Targowisko w Żdanowiczach – galeria handlowa dla tych, którzy nie zarabiają obiecanych przez prezydenta 500 dolarów. Zdjęcie – Viktor Draczev/TASS

Prezydent poruszył dziś też najczulszy dla mieszkańców (i może tylko dla nich) temat – poziom zarobków i emerytur, kwestię zatrudnienia, cen i stabilności kursu rubla. Jak powiedział Siarhiej Rumas, realny wzrost pensji w ciągu 10 miesięcy br. osiągnął 112,3 proc., co znacznie przewyższa prognozy.

– W czwartym kwartale zadanie podniesienia zarobków do 1000 rubli zostanie osiągnięte – stwierdził premier.

Jak powiedział Biełsatowi obserwator polityczny Alaksandr Kłaskouski, dzisiejsze posiedzenie i zbesztanie Rumasa za rzekome wady, białoruski prezydent chciał go usadzić na miejscu.

– Możliwe. że jest tu nawet, że chodzi o polityczną zazdrość. Dlatego, ze Rumas stał się nagle figurą medialną, wiele się od niego spodziewa. A na Białorusi, jak wiadomo, tylko jeden człowiek może nadawać kurs polityczny – powiedział Kłaskouski.

Nie wyklucza on też przedwyborczej próby poprawy wizerunku prezydenta.

– Łukaszenka, nawet gdy coś mu nie wychodzi, i tak wygrywa. Dlatego, że wykorzystuje schemat „dobry car i źli bojarzy”, którzy wszyscy zepsuli, źle zrozumieli, zaniedbali i tak dalej. A skoro Łukaszenka musiał przyznać, że gospodarka zwalnia, do wyborów żadnych cudów urodzaju nie będzie, to musiał już teraz napiętnować rząd, pokazać, że i oni się nie sprawdzili – podkreślił Kłaskouski.

Co więcej, rozmówca belsat.eu nie oczekuje, by przed wyborami w białoruskim rządzie doszło do istotnych zmian kadrowych. Według niego, nawet przywódca państwa rozumie, że białoruski model gospodarczy nie może zapewnić wzrostu gospodarczego nawet na poziomie światowej średniej – reform jednak nie chce.

Chociaż, jeśli gospodarka się zapadnie, „wszystko może się zdarzyć” twierdzi ekspert.

– Może być i pokazowe ścięcie głów jakichś wysoko postawionych członków rządu.Ale sytuacja tego jeszcze nie wymaga – podsumował Kłaskouski.

Po raz pierwszy Łukaszenka obiecał Białorusinom 500 dolarów średniej pensji w 2010 roku. Zdjęcie: Viktor Drachev/TASS

Z tym, że mówienie o gospodarczych perspektywach rządu jako samodzielnego podmiotu, jest zbyt optymistyczne, zgadza się też białoruski ekonomista Leu Marholin.

– Rząd działa w bardzo wąskim zasięgu tego, co może. I w tym sensie próbuje wykonywać różne rynkowe działania. Nie mówię, że wcale ich nie ma. Jest mnóstwo drobnych rzeczy, które dawno można i trzeba było usunąć, mnóstwo niepotrzebnych przeszkód dla biznesu. Ale liczyć na coś więcej, bardzo trudno – stwierdził ekspert.

Marholin przypomniał, że także Siarhiej Rumas obiecał całkiem niedawno, że we wrześniu wysokość średniej pensji osiągnie 1000 rubli i już poniżej tego poziomu nie zejdzie.

– I dosłownie kilka dni po tym oświadczeniu pojawiły się dane statystyczne poświęcone zarobkom. Okazało się wtedy, że wrześniowe pensje nie tylko nie osiągnęły poziomu 1000 rubli, ale nawet spadły poniżej sierpniowych. Tyle na temat tego, czy pensja zależy od obietnic premiera – stwierdził ekspert.

Przy czym nie wątpi on w to, że do końca roku białoruskie zarobki osiągną średnią wysokość 1000 rubli, dzięki temu, że w grudniu jest zawyżany różnymi legalnymi i nie bardzo legalnymi sposobami. W ubiegłym roku średnie pensje w grudniu były wyższe od listopadowych o 18 proc. Ale czy uda się ten poziom utrzymać dalej, eksperci nie są pewni.

Białoruską gospodarkę czeka spowolnienie wzrostu

mh, pj/belsat.eu

Wiadomości