Katyń białoruskich Polaków. Reportaż z Lasu Katyńskiego


Ponad 20 tysięcy oficerów Wojska Polskiego 78 lat temu zginęło od kul sowieckich katów. Zostali rozstrzelani bez wyroku. Spokojne, profesjonalne zabójstwo tysięcy osób. By uczcić ich pamięć, Polacy z różnych miast Białorusi odwiedzili Katyń, który dla wielu jest miejscem osobistej tragedii.

Jest nas 90 osób. Jedziemy dwoma autobusami, które zebrały podróżnych z różnych części Białorusi: Grodna, Słonimia, Lidy, Brzozówki, Bieniakoni, Iwańca, Mińska, Homla, Borysowa, Szczuczyna – lista wciąż się przedłuża. Skromna kobieta, która przez całą noc trzęsie się tym autobusem na siedzeniu obok, delikatnie proponuje gorącą kawę z termosu. Mówią na nią pani Janina. Jedzie do Katynia oddać cześć oficerom zabitym tam w 1940 roku. Dla pani Janiny nie jest to proste. Na Liście Katyńskiej jest imię jej ojca, którego rodzina bezskutecznie szukała przez dziesięciolecia. Nazywał się Stanisław Litwińczuk i w 1938 roku został wysłany do Grodna, gdzie pracował jako policjant. Gdy przepadł w 1939 roku, córeczka miała dwa latka.

„Przyjechałam, by zabrać garść ziemi z mogiły ojca”

– Mama mówiła, że tatę wezwano na rozmowę, po której po prostu zniknął. Szukaliśmy przez Czerwony Krzyż, pisaliśmy do… Gdzie tylko nie pisaliśmy… Nikt tam niczego nie odpowiedział. Mama zmarła nie wiedząc o niczym. Gdy tata przepadł, nas też chcieli wywieźć. Pamiętam, jak przychodzili do nas funkcjonariusze NKWD. Jeden brał mnie malutką na ręce, zanosił do drugiego pokoju, częstował cukrem i o wszystko pytał, czy nie przychodził do nas jakiś wujek i tak dalej. Pewnego razy zabrali mamę. Nie było jej przez trzy dni. Wróciła cała we łzach. Naszym znajomym był pan Rakowski, przywoził nam mleko z Baranowicz. Powiedział mamie, że będzie wywózka i zabrał nas do siebie. Przez jakiś czas ukrywałyśmy się w Baranowiczach, spałyśmy w lesie. Ten Rakowski był wdowcem z czwórką dzieci. Odebrano nam nasze mieszkanie przy byłej ulicy Młynarskiej w Grodnie, teraz to Czyrwonapartyzanskaja. I tak moja mama została z Rakowskim i po kilku latach się pobrali.

Przed śmiercią mama mimo to prosiła mnie: jeśli uda się odnaleźć tatę, przywieź piaseczku z jego mogiły i posyp na moją. I żyję z tym brzemieniem już 80 lat. Nie zaznałam ojcowskiej łaskawości. Mam w domu listę… I znicze przygotowałam, ale tak się denerwowałam, że wszystko zostawiłam w domu – pani Janina nie mogła już powstrzymać łez i przestała opowiadać.

Ojciec pani Janiny, Stanisław Litwińczuk, był jeńcem obozu w Ostaszkowie, zabitym wiosną 1940 roku i pochowanym w Miednoje.

„To było, bezsprzecznie, ludobójstwo”

Delegacja Polaków z Białorusi w Katyniu. Zdjęcie – Paulina Walisz/Biełsat

Jedziemy już prawie od dziesięciu godzin. Zbliżamy się do obwodu smoleński. W pewnym momencie mikrofon w ręce wziął Andrzej Poczobut, znany dziennikarz i aktywista Związku Polaków na Białorusi.

– Wydawało się wtedy, że kapitulacja przed sowietami jest mniejszym złem, niż przed Niemcami – rozpoczyna swoją opowieść dziennikarz. – Polskie jednostki miały opuścić tereny Rzeczypospolitej i przemieścić się do Rumunii lub Litwy. Rosjanie obiecali, że po tym, jak Polacy złożą broń, wszyscy oficerowie będą wolni. Jednak wszystkich wzięto pod straż, tłumacząc, że to „dla ich bezpieczeństwa”.

Jak opowiada pan Andrzej, polscy żołnierze i oficerowie trafiali do niewoli w różny sposób. Pierwsi byli kopowcy – żołnierze Korpusu Ochrony Pogranicza. Wyłapywaniem polskich wojskowych zajmowały się specjalne grupy NKWD, które weszły na terytorium Polski wraz z Armią Czerwoną. Specjalnie ogłoszono, że wszyscy oficerowie powinni rejestrować się w wydziałach NKWD. I gdy część oficerów, którzy nie czuli żadnej winy czy zagrożenia, poszła się zarejestrować – od razu aresztowano ich i wywieziono do obozu.

Zabierano też policjantów, lekarzy wojskowych i kapelanów, strażników więziennych i oficerów rezerwy. NKWD utworzyła trzy wielkie obozy dla polskich wojskowych: w Kozielsku, Starobielsku i w Ostaszkowie. Wszystkie ulokowano w byłych klasztorach prawosławnych, które nie były przygotowane do przyjęcia takiej ilości ludzi. Warunki panujące w tych obozach były bardzo trudne. Sowieci bardzo szybko zwolnili szeregowych żołnierzy i pozostawili samych oficerów, wśród których próbowali szerzyć propagandę komunistyczną. Odbywały się wykłady, podczas których agitatorzy chwalili ustrój radziecki i rozdawali specjalną prasę. Przy tym funkcjonariusze NKWD uważnie obserwowali, jak oficerowie reagują na propagandę. Wielkich sukcesów agitatorzy nie osiągnęli.

– Nie sądzę, by od początku planowali zlikwidować tych wszystkich oficerów, – mówi Andrzej Poczobut – dlatego, że pozwalali pisać im listy. Jednak po zapoznaniu się z sytuacją, z nastrojami ludzi, 3 marca 1940 Ławrientij Beria wysłał sprawozdanie do biura politycznego KC WKP(b). Wiadomość była krótka – była w niej dokładna ilość polskich jeńców, stwierdzenie, że wszyscy są „wrogami ZSRR” i trzeba ich rozstrzelać. 5 marca politbiuro poparło propozycję Berii i wydało rozkaz likwidacji wszystkich więźniów. Przy czym nikomu nie postawiono żadnego oskarżenia. To bezsprzecznie ludobójstwo.

„Prawdę o Katyniu należy rozważać na kolanach”

Proboszcz z Brzozówki, kapelan Związku Sybiraków ks. Andrzej Radziewicz odprawia w Katyniu mszę polową. Zdjęcie – Paulina Walisz/Biełsat

Nasz grupa podeszła do pomnika. Ludzie składają biało-czerwone wiązanki, zapalają znicze. Duchowny szykuje się do wspólnej modlitwy. Wokół cisza. Las Katyński jest bardzo cichy. Milczący. Pomiędzy świerkami do teraz nie stopniały zaspy. Drzewa jak aniołowie same chronią to miejsce. One wszystko widziały. Przelaną krew piły wraz z sokami ziemi. Może dlatego tak trudno powiedzieć zbędne słowo. Duchowny z Brzozówki, ksiądz Andrzej Radziewicz rozpoczyna mszę polową.

– Prawdę o Katyniu należy rozważać na kolanach. Prawda o Katyniu przypomina, że wolność jest drogim darem. Katyń, jak Golgota, odsłonił i do teraz odsłania złe zamiary w sercach wielu. Katyń bezustannie wzywa do opamiętania. Katyń jest bezsprzecznym świadectwem, że świat, którym kierują ludzie bez Boga, to świat bezdusznych i krwawych żądz. Katyń przypomina nam, że takie wartości jak honor i wolność, są czasem cenniejsze od życia, że nie podążają one drogą kłamstwa i propagandy, zła i niesprawiedliwości. W imię Bożej Miłości, Katyń musi pozostać w naszej pamięci – po tych słowach kapłana zaczynają gdzieś bić dzwony. Atmosfera wywołuje ciarki. Cicho opuszczam modlących się.

Kaci katowali w Katyniu…

Pomnik zamordowanych polskich oficerów Katyniu. Zdjęcie – Paulina Walisz/Biełsat

Przez Las Katyński ciągnie się długi mur z nazwiskami rozstrzelanych. Z daleka zauważam drobną postać w różowym bereciku. Starając się nie przestraszyć starszej pani, ostrożnie podchodzę.

– Pani też kogoś tu straciła? – pytam się.

– Słabo słyszę, mów głośniej!

Przyszło zakłócić katyńską ciszę.

– Widzi pani, moja rodzina bardzo ucierpiała podczas wojny. Wiele osób zginęło. Ktoś trafił na front, ktoś na Syberię, kogoś tu zabito… Nie o wszystkich mogę mówić, bo jest to dla mnie za ciężkie. I nie chcę. Przepraszam, ale się nie znamy. A przed obcymi nie otworzę swojego serca, to zbyt boli – jeszcze raz przeprasza i powoli odchodzi, a ja zostaję sama ze swoimi myślami, z jakiegoś powodu matematycznymi.

Rozstrzelano ponad 21 tysięcy. Wiadomości o ponad 3 i pół tysiąca osób zagubiły się w Mińsku – to tak zwana Białoruska Lista Katyńska. Egzekucje wykonywało 2 tysiące enkwudzistów. 125 z nich odznaczono Orderem Czerwonego Sztandaru. Orderem Krwawego Sztandaru… 2 tysiące przeciwko 21 tysiącom. Tysiące katów wykonywała swoją pracę w Katyniu… Kaci, którzy każdemu z osobna strzelali w potylicę. Każdemu z 21 tysięcy ludzi. To tak straszne, że wręcz niezdrowo ciekawe. Jak oni z tym żyli? Jak mogli spokojnie z tym spać? To nie było rozstrzeliwanie z daleka, to nie strzelanie do przeciwnika w ogniu walki, to spokojne celowanie w głowę człowieka. Wystrzał zza pleców. Tak, by nie patrzeć w oczy . Tchórzostwo. Gdzieś czytałam, że dowództwo NKWD specjalnie przygotowało dla nich wódkę. Ile trzeba było pić, by zapominać, że każdego dnia zabijasz setki ludzi? Ile trzeba było pić, by myśleć, że przed sobą nie masz żywego człowieka, a „potylicę wroga ludu radzieckiego”?

„Mąż szykował się do Katynia”

Antoni Klimowicz z Borysowa znalazł imię swojego wuja. Zdjęcie – Paulina Walisz/Biełsat

Ostatnim przystankiem naszej podróży, organizowanej przez Związek Polaków na Białorusi, było miejsce przy lotnisku w Smoleńsku. Osiem lat temu 10 kwietnia rozbił się tam samolot lecący do Katynia. To był samolot z polskim prezydentem Lechem Kaczyńskim, w którym zginęło 96 osób. 96 przedstawicieli polskiej elity leciało, by oddać cześć pamięci wymordowanej w 1940 roku elicie polskiego wojska. Bolesna ironia losu. Na miejscu katastrofy władze rosyjskie nie pozwoliły postawić godnego pomnika. Miejsce tragedii odznacza jedynie niewielki kamień z tablicą pamiątkową, do której ktoś przyczepił czarno-białe zdjęcie pary prezydenckiej. Podeszła do mnie kobieta z autobusu i zaczęła opowiadać.

– Wiesz, mój mąż jest sybirakiem. W tamtym roku zaproszono ich do Polski na spotkanie z prezydentem. Było wiele osób z Kazachstanu, z Syberii, zewsząd. Na spotkanie przyszła żona prezydenta Maria Kaczyńska. Mój mąż dał jej kwiaty. A ona powiedziała, że bardzo przeprasza, ale mąż nie może uczestniczyć w spotkaniu, bo „szykuje się do Katynia”. Następnego dnia doszło do tragedii. Bardzo ciężko to przeżyliśmy – powiedziała kobieta, powstrzymując łzy. Nazywa się Danuta Szukiel.

Wspólny bój

Pomnik rozstrzelanych polskich oficerów w Katyniu. Zdjęcie – Paulina Walisz/Biełsat

Wracając do Grodna, myślałam o Franciszku Umiastouskim, jednym z czołowych białoruskich literatów i działaczy społecznych doby Białoruskiej Republiki Ludowej. Umiastouski należał do białoruskiej elity wojskowej: od 1919 roku usiłował stworzyć białoruskie jednostki w ramach polskiej armii. Planowano, że Białorusini i Polacy będą razem walczyć przeciwko bolszewikom. Projekt upadł, a sam Umiastouski z czasem odszedł od działalności społecznej. W 1939 roku został zmobilizowany do Wojska Polskiego, a 18 września trafił do niewoli. Z obozu w Kozielsku trafił do bratniej mogiły w Lesie Katyńskim. Jego historia pokazuje, że Katyń to wspólna rana Polaków i Białorusinów. Rana, która jeszcze długo się nie zabliźni.

Paulina Walisz, PJ/belsat.eu

Aktualności