Tym razem uszkodzeniu mógł ulec sam reaktor. – Od dwóch tygodni w okolicach Ostrowca krążą plotki o kolejnej poważnej awarii w trakcie budowy – alarmuje miejscowy działacz Mikałaj Ułasiewicz.
[/vc_column_text][vc_column_text][/vc_column_text][vc_column_text]Powołuje się na „nie mniej niż 10 niezależnych od siebie, anonimowych źródeł”.
„W ciągu dwóch ostatnich tygodni w rejonie ostrowieckim krąży uporczywa plotka o kolejnym bardzo poważnym incydencie, który wydarzył się na placu budowy elektrowni atomowej w Ostrowcu” – napisał Ułasiewicz w Facebooku.
Tym razem 10 lipca miało dojść do obsunięcia się reaktora podczas instalowania go w przeznaczonej dla niego sekcji.
Źródła, na które powołuje się aktywista twierdzą, że do wypadku doszło podczas próbnej instalacji, przeprowadzonej w przeddzień uroczystej ceremonii – z udziałem oficjeli i telewizyjnych kamer.
„330-tonowy agregat z nieznanych przyczyn urwał się i runął z wysokości od 2 do 4 metrów. Teraz miejsce incydentu jest otoczone i znajduje się pod stałą i wzmożoną ochroną ludzi w czarnych mundurach” – poinformował działacz.
Ułasiewicz twierdzi, że o wydarzeniu dowiedział się, kiedy zbierał podpisy na kandydata w zbliżających się wyborach parlamentarnych. Generalny wykonawca obiektu zdementował jednak te informacje, a białoruskie ministerstwo energetyki i dyrekcja elektrowni przez kilka godzin nie potwierdzało, ani nie zaprzeczało tym doniesieniom.
Potem jednak resort energetyki zmienił zdanie.
„W rzeczywistości, według generalnego wykonawcy – Atomstrojeksportu – pozaplanowa sytuacja miała miejsce w miejscu przechowywania korpusu reaktora podczas jego przemieszczania w płaszczyźnie poziomej” – poinformowano w specjalnie wydanym komunikacie.
Inwestor, czyli przedsiębiorstwo państwowe Białoruska Elektrownia Atomowa „natychmiast zażądało więc od wykonawcy generalnego wszystkich niezbędnych dokumentów i informacji. Trwa analiza tej sytuacji” – zapewnia ministerstwo.
JW, belsat.eu